Other languages: EN
Poniżej publikujemy oświadczenia trzech warszawskich anarchistów:
***
1
Piszę do Was jako jeden z warszawskiej trójki. Piszę w odniesieniu do artykułu, który ukazał się wczoraj na łamach liberalnego portalu. Chciałbym móc wyjaśnić teraz wszystkie zawarte w nim informacje – niektóre sprostować, inne uzupełnić, a fałszywym, zaprzeczyć. Niestety nie mogę tego zrobić, poniżej wyjaśnię dlaczego.
Na początku trzeba napisać, że w dalszym ciągu istnieją rzeczy, o których nie wolno nam (wawa3) mówić. Prawnik twierdzi, że wolno nam się odnosić do tego, co napisane zostało w artykule, z drugiej strony nie wolno nam nadal mówić o tym, co faktycznie zeznaliśmy. Część z osób czytających od razu uzna to za kłamstwo, szczerze mówiąc – jebie mnie to. Tak to wygląda z punktu widzenia zagrożenia, jakie może na nas spaść za pisanie o wszystkim (kolejne zarzuty i nowe sprawy).
Będę starał się mówić o tym, co na pewno mogę – a nie jest tego wiele. W związku z tym chcę odnieść się do tego, co doprowadziło do moich zeznań w takiej, a nie innej formie.
„Początkowo anarchiści odmawiali składania wyjaśnień. Po trzech tygodniach w celi wyjaśnienia złożył najmłodszy – Tadeusz K.” – tak zaczyna się część artykułu skupiona na mnie. To prawda, składałem wyjaśnienia jako pierwszy, dowiedziałem się o tym dopiero po wyjściu z aresztu. Okazało się, że zostało to “ustawione” z prokurator przez moją mecenas. Podczas pierwszych wizyt obrońców – a miałem ich dwóch – nie uważam za istotne by pisać tu kim są. Będę po prostu rozróżniał na podstawie płci. To, które z nich co mówiło jest istotne. Dopuszczono ich do widzeń ze mną dopiero po tygodniu od zatrzymania, stałem przy tym, by nie składać żadnych wyjaśnień. Adwokat nie komentował mojej decyzji, obrończyni namawiała mnie cały czas do złożenia wyjaśnień. Pewnego dnia przyszła do mnie pani mecenas bez drugiego adwokata mówiąc, że pozostali dwaj zatrzymani chcą składać obszerne wyjaśnienia. W takiej sytuacji, zgodziłem się. I tu był mój pierwszy błąd. Pomimo tego, że wedle informacji, jakie posiadałem, pozostała dwójka chciała składać pełne wyjaśnienia, powinienem był się na to nie zgodzić. Dopiero niedawno dowiedziałem się, że chłopaki wcale nie chcieli składać wyjaśnień w takiej formie, jak mi przekazano – zostałem wprowadzony w błąd. Zdaje sobie sprawę, że powinienem postąpić inaczej, nie opierać się na informacji od osoby, której nie ufałem. Muszę zaznaczyć, że w tamtym okresie moje zaufanie do wszystkich bliskich było zerowe. Ktoś, jakoś doprowadził do naszego zatrzymania (to jest to, na czym moim zdaniem powinniśmy się skupić), nie wiedziałem komu mogę ufać więc nie ufałem nikomu. Z drugiej strony, czułem ogromną potrzebę zaufania komukolwiek. Zaufałem więc osobom, z którymi miałem kontakt – prawnikom. Tylko z nimi miałem stały kontakt. Nikt z ruchu nie mógł przychodzić na widzenia, listów praktycznie nie dostawałem. Jedyna informacja ze środowiska, jaka do mnie dotarła, to post jednej osoby umieszczony na facebooku tuż po naszym zatrzymaniu, w której to autor zadeklarował brak wsparcia i solidarności z jego strony oraz szeroko krytykował całą akcję. Przekazała mi ją pani adwokat. To była jedyna informacja z ruchu, jaka do mnie dotarła. Założyłem więc, że takie jest stanowisko ruchu.
Z aresztu odebrali mnie Ci sami policjanci, co brali udział w moim zatrzymaniu, a potem w przesłuchaniu na komendzie. Tu opiszę, jak to wszystko wyglądało. Kucając przy jednym z samochodów na policyjnym parkingu usłyszałem hałas i tupot ciężkich butów. Wstałem, a po kilku sekundach zostałem powalony na ziemie przez pięciu, może sześciu policjantów z wydziału realizacyjnego komendy stołecznej. Byłem kopany i bity po całym ciele. Przeszukano mi kieszenie i skuto dłonie plastikowymi zaciskami na plecach. Zadawano mi pytania: “kto kazał wam to zrobić?”, “co jest w pojemnikach?”. Na żadne z pytań nie odpowiadałem, co skutkowało jeszcze większym biciem. W pewnym momencie policjanci stwierdzili, że kopanie po kroczu, bicie latarką w twarz i uderzenia w żebra nie wystarczą. Użyto na mnie dwu-stykowego paralizatora. Rażono mnie nim w okolice ud, pleców i krocza – nadal zadając te same pytania. Po jakimś czasie podniesiono mnie i zaczęto kopać po kości ogonowej, kilka metrów dalej znów zostałem powalony na ziemie. Przyprowadzili owczarka niemieckiego, który, gdy się nie ruszałem, w ogóle nie zwracał na mnie uwagi. Wyjaśniono mi, co zaraz nastąpi. Jeśli nadal nie będę odpowiadał na zadawane mi pytania, będę ponownie rażony paralizatorem co spowoduje, że owczarek będzie się na mnie rzucał gdyż będę się trząsł leżąc na ziemi. Tak też było. Pies miał na sobie kaganiec, ale próbował się przez niego przegryźć by dostać się do mojej twarzy. Od rażenia paralizatorem skurczyła mi się krtań, zacząłem się dusić. Policjanci żartowali, że pewnie jestem naćpany, dlatego wydaje takie dziwne dźwięki przy oddychaniu. Po jakimś czasie zostałem przeniesiony do samochodu, gdzie znów byłem kopany, tym razem bez żadnego powodu.
Po przewiezieniu na komendę, kilka osób (piszę osób, gdyż nie wiem, czy to byli policjanci, mieli kominiarki, na ubraniach nie było żadnych napisów) rozpoczęło przesłuchanie, leżałem na podłodze, skuty, w zakrwawionych ubraniach. Byłem bity, rażono mnie paralizatorem oraz podduszano na przemian zadając pytania, pytania w ogóle nie związane z samym zatrzymaniem, pytano o ruch. Wydaje mi się, że trwało to ponad godzinę. Na żadne z pytań nie odpowiedziałem.
Opisałem to wszystko nie po to, by się chwalić, czy żalić. Opisałem to po to, byście mieli świadomość tego, jak zadziałały na mnie groźby, jakie usłyszałem w drodze na przesłuchanie. Jadąc radiowozem z aresztu na Mokotowie do prokuratury krajowej mówiono mi, że jeśli nie będę zeznawał “to pojedziemy na pałac (Pałac Mostowskich – komenda stołeczna policji, gdzie zostaliśmy przewiezieni po zatrzymaniu) i porozmawiamy inaczej, tak, jak ostatnio”.
Na przesłuchaniu najpierw złożyłem inną wersję zeznań od tej ostatecznej – okrojoną. Adwokaci poprosili o przerwę w przesłuchaniu, na korytarzu powiedzieli mi, że przecież pozostali zatrzymani mówią o wszystkim, więc żebym też tak zrobił. Nie muszę chyba tłumaczyć, czemu najpierw podałem okrojoną wersję zeznań. Przekonali mnie tym, co mówili. Wróciliśmy do pokoju gdzie odbywało się przesłuchanie i uzupełniłem zeznania.
Wraz z pozostałą dwójką, chcieliśmy zorganizować spotkanie informacyjne, które miało się odbyć po procesie. Spotkanie miało mieć charakter wyjaśniający wszystkie nieścisłości i plotki, które pojawiły się w ciągu ostatniego roku. Jako, że nadal nie jestem pewien, czy mogę mówić dokładnie o moich zeznaniach, czyli: co faktycznie w nich padło, a co jest nieprawdą napisaną w artykule, wstrzymam się z tym do procesu. Ale tak, trzeba przyznać, że moje zeznania były obszerne. Spowodowane były świadomością, że pozostali dwaj (jak mi fałszywie przekazano) będą mówić o wszystkim oraz świadomością tego, że jeśli nie powiem nic, powtórzy się to, co działo się przez kilka godzin po zatrzymaniu.
Na koniec, chciałem podziękować z całego serca wszystkim tym, którzy pomimo ukazanego artykułu okazali wsparcie i chcieli wysłuchać tego, co tutaj napisałem. Zdaję sobie sprawę z moich błędów, wiem też, co do nich doprowadziło. O wszystkim chciałem opowiedzieć na wspomnianym wyżej spotkaniu po procesie, sytuacja zmusiła mnie do udzielenia tych szczątkowych informacji wcześniej. Po procesie będzie można mówić więcej i szerzej.
Jeden z trzech – “Zbuntowany nastolatek”
2
W obliczu publikacji tekstu na nasz temat w jednym z liberalnych mediów, chcę wyjaśnić kilka rzeczy. Byliśmy wzywani do zabrania głosu wielokrotnie, niestety dotąd nie było to możliwe ze względów prawnych.
W tekście jest mowa o postępowaniu prowadzonym w sprawie nadużycia uprawnień i policyjnych tortur wobec mnie, miało ona być wszczęte na skutek mojej skargi. Jest to nieprawda, sprawę wszczęto z urzędu, na podstawie moich wyjaśnień w naszej głównej sprawie. Żadnej skargi nie składałem, nie spodziewam się sprawiedliwości po polskim państwie. Gdybym uważał, że skargi i petycje są adekwatną odpowiedzią na pobicia, tortury i morderstwa policji, nie pisałbym teraz tego tekstu. Nie zmienia to faktu, że prowadzenie takiej sprawy może mieć pewne pozytywne skutki, choćby sprowadzać się one miały do obnażenia praktyk bandytów w mundurach.
Tekst Jałowszewskiego napisany został częściowo na podstawie wybiórczo potraktowanych wyjaśnień złożonych w warunkach izolacji na oddziale N. Jako element strategii procesowej, nie reprezentują one mojego stanowiska. Nie uważam, że to co zrobiliśmy było głupie; popełniliśmy błędy, jednak nasze działanie było symboliczną odpowiedzią na morze brutalności i bezkarności polskiej policji. Trzy tygodnie po zakatowaniu Igora Stachowiaka, rok po uduszeniu Rafała z Legionowa, niemal w rocznicę śmierci Maxa Itoyi – którego morderca Artur Brzeziński siódmy rok chodzi bezkarny; po latach znoszenia przeze mnie represji; w kontekście 17 tys. skarg na nadużywanie uprawnień przez polską policję, jakie co roku wpływają do urzędów. Wobec gorliwości z jaką zawsze staje ona po stronie silniejszego – kamienicznika, właściciela, „pracodawcy” – i obojętności, z jaką odsyła naiwnych, którzy zgłoszą się po pomoc: bitych i nękanych przedstawicieli mniejszości czy ofiary czyścicieli kamienic… Problem leży nie tylko w systemowym tresowaniu i kryciu oprawców, w kulturze organizacyjnej premiującej przemoc i kolesiostwo; w „ludziach” czy „wypaczeniach”. Problem w tym, że policja państwowa nie jest i nigdy nie miała być niczym innym jak batem na społeczeństwo; reszta to kwestia techniczna.
Im szybciej pozbędziemy się złudzeń, że jest tu cokolwiek do reformowania, tym prędzej znajdziemy sposób, by się od tego uwolnić.
Jednocześnie chcę zaznaczyć, że ta akcja nie jest w mojej opinii przykładem jedynej, najlepszej ani wystarczającej drogi dążenia do zmiany. Nie jest też reprezentatywna dla działań, które podejmowałem do tej pory, ani które planuję podejmować.
Chciałbym także odnieść się do zarzutów o konfidenctwo, jakie do nas docierają. Niestety nie mogę mówić wszystkiego o okolicznościach w jakich składaliśmy wyjaśnienia, ponieważ proces jeszcze się nie zakończył. Mogę jednak powiedzieć, że moje wyjaśnienia nie mogą posłużyć do obciążenia kogokolwiek, poza ewentualnie nami trzema, a i to w zakresie, który był oczywisty z racji tego, że zostaliśmy złapani na gorącym uczynku. Od momentu zatrzymania tylko na to miałem wpływ.
O materiałach znajdujących się w aktach nie mogliśmy mówić nic, ani przekazywać ich nikomu, gdyż groziłyby za to ostre sankcje prawne. Dało to niestety pole do rozwoju plotek i rzucania oskarżeń, na potwierdzenie których nikt nie mógł mieć dowodów. W konsekwencji bezrefleksyjnych i brutalnych działań kilku osób, oraz plotek rozpowszechnianych przez znacznie szersze grono, policja dokonała ewikcji skłotu RC10.
W mojej ocenie wyjaśnienia złożone przez Tadka są zdecydowanie zbyt obszerne, niezależnie od tego w jakim stopniu są prawdziwe. Nigdy nie zgodziłem się na taką linię obrony, zostałem postawiony przed faktem dokonanym.
Nie sposób jednak oceniać jego zachowania, nie biorąc pod uwagę okoliczności. Według najlepszej dostępnej mi wiedzy, Tadek nie powiedział nic na brutalnych przesłuchaniach jakim był poddawany niedługo po zatrzymaniu. Przetrwał koszmar, jakiego większość z was nie potrafi sobie wyobrazić. Złożył wyjaśnienia dopiero za silną namową oraz manipulacją jedynych osób, z którymi miał kontakt, a które nie były mu wrogie: swoich prawników. Nie piszę tego, by usprawiedliwiać jego zachowanie; to był bardzo szkodliwy błąd, i do oceny każdej i każdego osobiście pozostaje to czy należy tej osobie ufać i w jakim zakresie. Moje zaufanie pod tym względem stracił. Uważam po prostu, że stać nas jako osoby na bardziej wyrafinowany aparat pojęciowy i bardziej zniuansowaną refleksję etyczną, niż te rodem z kibicowskich bojówek. Jest różnica między kimś kto za pieniądze sprzedaje kolegów, kimś kto pęka na torturach, i kimś kto znosi je, by potem paść ofiarą kłamstwa i manipulacji. A jeśli uważacie, że nie bo „śmierć konfidentom”, to nie wiem czego szukacie po lewej stronie.
Ten tekst ze względu na okoliczności prawne, nie jest i nie może być wyczerpujący. Do wielu wątków będę musiał odnieść się później.
Podjęliśmy się tej akcji ze swoich własnych powodów, w imię wartości, które reprezentuje ruch anarchistyczny. Na tle historycznych i obecnych działań tego ruchu, pomysł podpalenia dwóch radiowozów nie jest niczym specjalnym. Nie udało się, i władza dostała okazję, żeby się na nas mścić; nie spodziewaliśmy się po niej niczego więcej.
Spodziewaliśmy się czegoś więcej po was, wojownicy klawiatury. Znalazły się osoby, które poświęciły naprawdę wiele, aby hasło „solidarność naszą bronią” nie zostało na papierze. Ale to nie byliście wy; od was dostaliśmy plotkarskie komcie.
Enjoy your riot porn.
Jeden z trzech – “Rozgniewany nauczyciel science fiction”
3
“Słowem, dezinformacja byłaby niewłaściwym użytkiem z prawdy. Kto ją rozpowszechnia, jest winny, kto w nią wierzy – tępy.”
Guy Debord – “Społeczeństwo spektaklu i Rozważania o społeczeństwie spektaklu”
Wczoraj jeden z liberalnych portali opublikował artykuł “opowiadający” o wydarzeniach sprzed roku. Tekst wywołał, zdaje się, ogromne poruszenie w środowisku tzw. anarchistycznym. Na temat sprawy naszej trójki i wydarzeń z nocy 23 maja już od samego początku krążyło wiele plotek i domysłów, w związku z pogłoskami o konfidentach, współpracownikach policji. Na tej podstawie doszło do konfliktu w Krakowie pomiędzy anarchistycznym skłotem a grupą określającą się jako antyfaszyści zakończonego atakiem jednej grupy na drugą a kilka dni później doszło do policyjnej ewikcji miejscówki. Sytuacja zaczęła przypominać kiepski dramat i zbliżać się do granic groteski (w którą to stronę wędrowała w zasadzie od samego początku), które przekroczyła wczoraj, wraz z opublikowaniem wspomnianego artykułu.
Sama publikacja “reportażu” nie zdradza niczego nowego w zakresie plotek które pojawiały się już od dawna. Okazuje się jednak, że podparte autorytetem oficjalnej liberalnej prasy oraz prokuratury dla wielu osób stały się jakoby potwierdzeniem wcześniej niepotwierdzonych informacji. Znając średni poziom politycznej refleksji osób uważających się za część ruchu anarchistycznego w polsce nie powinno mnie to dziwić i nie dziwi. Proponowałbym jednak osobom które wymieniają się różnego rodzaju wrażliwymi informacjami na portalach społecznościowych, listach mailingowych korzystających z tak “bezpiecznych” serwisów jak Wp.pl czy gmail na pewną powściągliwość. Nie w moim interesie czy pozostałych dwóch osób ale w swoim, kurwa, własnym.
Po wydarzeniach jakie miały miejsce w Krakowie portal “Czarna Teoria” zaapelował (moim zdaniem jak najbardziej słusznie): “Po czwarte, i najważniejsze, w zaistniałej sytuacji głos powinni zabrać sami zainteresowani czyli warszawska Trójka. Jeśli komuś coś się zarzuca wypadałoby żeby ustosunkował się do tych zarzutów. Rozumiemy, że milczenie towarzyszy poddanych prawnych represjom ma swoje uzasadnienie, jednak gdy dochodzi do takich sytuacji jak na RC10, należałoby je przerwać, by uciąć domniemania i pomóc ludziom rozwiązać konflikt.”
Rozważałem tą kwestię w tamtym czasie i postanowiłem nie odnosić się do tamtej sprawy publicznie. Nie ze względu na “prawne represje” i ograniczenia jakie są moim udziałem, a niemożność kompleksowego ukazania sprawy. Prawdy, półprawdy, kłamstwa i insynuacje jakimi posługuje się prokuratura, a także brak wiedzy o zakresie inwigilacji jakiej byliśmy poddani przed próbą podpalenia radiowozu uniemożliwia z mojego punktu widzenia racjonalną ocenę pozycji w jakiej się znajdujemy. Faktem – godnym ubolewania – jest, że złożyliśmy wyjaśnienia, prawdą jest także, że wyjaśnienia jednej z osób były zbyt obszerne (przy czym nie jest to równoznaczne z tym czy były one prawdziwe czy nie). Nie zamierzam w tym punkcie usprawiedliwiać siebie czy kogokolwiek innego. Uważam jednak za istotne by zdać sobie sprawę, że to co się stało, czyli nasze zatrzymanie oraz późniejsze złożenie wyjaśnień wynikało zarówno z naszych błędów jak również wiedzy operacyjnej policji i służb (oraz kilku innych czynników o czym później) i wciąż nie wiemy jak doszło do zdobycia tej wiedzy, a informacje które po 23 Maja 2016 r. krążyły w obiegu plotkarskim a teraz wypłynęły za sprawą jednego z oficjalnych mediów (nie związanych ze środowiskiem) w żaden sposób nie przybliżają nas do zdobycia tej wiedzy. Innymi słowy, przyczyny naszej porażki mające swoje źródła w państwowych organach represji wciąż są nieznane i to co wiemy nie przybliża nas do wyjaśnienia tej sprawy, a budowanie teorii w oparciu tylko o to wręcz nas oddala. W samym środowisku nie było i tak naprawdę nie ma wielu osób chcących rzetelnie zając się tą sprawą. Myślę, że większość najchętniej osądziłaby nas, przypięła łatkę konfidentów i łykając gładko jak pelikany liberalną narrację o trzech gamoniach i rozjebusach zainspirowanych przez rządowe służby poszła spokojnie do łóżek. Prawda jest jednak trochę bardziej skomplikowana i niestety niepoznana. Służby skądś wiedziały od akcji i przykro mi, że muszę wielu rozczarować – ale nie wiedziały tego od nas.
Kto choć trochę interesuje się taktykami władzy wymierzonymi w ludzi którzy tę władzę kwestionują, stosowanymi szczególnie dziś, powinien zdawać sobie sprawę z tego jak potężną i czesto stosowaną bronią jest dezinformacja. Nie opiera się ona wyłącznie na kłamstwie, dużo częściej jest poprostu wybiórczym stosowaniem prawdy – dzięki temu nie można stosującym ją zarzucić kłamstwa. Zastanówmy się więc na chwilę nad celem opublikowania teraz tego tekstu. Pozostał właśnie tydzień do rozpoczęcia pierwszej rozprawy. Na 31 Maj jest zaplanowana demonstracja pod sądem w którym odbywać się będzie proces. Plakaty informujące o niej są masowo zdzierane niemal natychmiast po zawiśnięciu. Wydarzenie na FB zostało z dużym prawdopodobieństwem zhackowane. W sprawie trojki istnieją wątki prowokacji służb i policyjnych tortur a dodatkowo w mediach wybucha sprawa mordu dokonanego przez wrocławską policję. Aż tu nagle, ni zgruszki ni z pietruszki pojawia się artykuł o anarchistycznym gangu Olsena, mieszający cytaty z akt z narracją prowadzona przez dziennikarza w pulpowym stylu taniej sensacji, opierający się tylko na materiałach prokuratury będącej przecież integralną częścią sił, w które była wymierzona nasza akcja. To, że opublikowany został w celu rozbicia demonstracji wydaje się bardzo prawdopodobne. Ten aspekt jest czasami zauważany przez osoby działające bądź powiązane z ruchem. Nikt za to nie zwraca uwagi na liczbę haczyków z przynętą które tam się znajdują. Co więcej, sądząc po internetowej aktywności aktywistów klawiatury wymieniających się różnymi informacjami i próbujących budować kolektywnie scenariusze wydarzeń za pomocą fejsbukowych for, wiele osób już te przynęty łyknęło i dynda na haczykach. Weźcie więc pod uwagę moi drodzy i drogie anarchistyczne pudelki, że jeżeli rzucacie oskarżenia na któregoś z nas lub całą trójkę o rozjebanie się, współprace i konfidenctwo, to jesteśmy naprawdę nikłym procentem dziesiątek, jak nie setek konfidentów i konfidentek pozwalających policji i służbom odkrywać sieci powiązań, tworzyć mapy zaangażowania i pogłębiać infiltrację ruchu. Kurwa! Ludzie, wy wysyłacie sobie smsami groźby! To nie tekst promujący kulturę bezpieczeństwa, nie będę więc pisał o tym jak banalnie proste jest czytać cudze smsy, podsłuchiwać rozmowy, włamywać się na konta mailowe czy fejsbookowe. Tylko, że wy powinniście o tym, kurwa, wiedzieć! Bo nawet taki anarchistyczny gang Olsena jak my tego nie robił.
Pomijając wiele nieścisłości i niewiadomych, które zaistniały w tej sprawie, chcę napisać to czego sam jestem pewien. Opowiedzieć tę historyjkę z ciut innej perspektywy. Należy zacząć od słowa klucza jakim jest: błąd. Nie o wszystkich – od razu zaznaczam – mogę mówić. Czemu? Zostawiam to co bardziej rozsądnym. Decyzja o podjęciu tej akcji zapadła spontanicznie, bez szczególnego namyślania się. To pierwszy błąd. W moim przypadku wynikał z prostego wkurwu. Te osoby które aktywnie uczestniczą w działaniach ruchu wiedzą jakie są realia. Jak co chwilę zmagamy się z fałszywymi zarzutami, z pobiciami przez policję, z inwigilacją, podsłuchami, najściami naszych rodzin i znajomych. W artykule napisano, że miałem “złe doświadczenia z policją”. To prawda, ale nie jest prawdą, że to było powodem podjęcia się tej akcji. Policja jest po prostu represyjnym organem władz, pałka jej ostatnim argumentem. Z policją nie można mieć doświadczeń innych niż złe jeżeli staje się po stronie wolności. Tak się złożyło, że nastąpił wtedy lawinowy wzrost represji policyjnych wobec wielu osób w ruchu, nie tylko mi bliskich a ja już miałem dość naszej bezsilności i chodzenia na skargi do GW.
Kolejnym błędem było zdecydowanie się na akcję bezpośrednią z osobami których właściwie nie znałem, co doprowadziło do kolejnych błędów. Nie wiedzieliśmy czego się po sobie spodziewać, nie ufaliśmy sobie.
Rzeczywiście straciliśmy umiejętność racjonalnej oceny sytuacji. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego jak słabo jesteśmy przygotowani, mimo to podjęliśmy się tego. Podjąłem się tego w imieniu tego co wierzyłem i w co wciąż wierzę.
Po zatrzymaniu byliśmy bici, rażeni prądem itd. Nie będę kwilił, ale takie sa fakty. Potem, napiętnowani jako terroryści przez faktycznych terrorystów państwowych zostaliśmy całkowicie odizolowani od świata. Bez planu, bez zaufania musiałem walczyć sam ze sobą o każdą racjonalną myśl która pomogłaby mi w analizie sytuacji. Nie była to łatwa walka. Przez cały czas pobytu w izolatce byłem karmiony dezinformacją a także oczywistymi bredniami jak to że grozi mi 20 lat, przy czym zdając sobie sprawę z powagi sytuacji nie miałem pojęcia co dzieje się na zewnątrz. Czy rozpoczęły się represje? Kto jest w niebezpieczeństwie? Wiedziałem jak doskonałym pretekstem może być ta sytuacja dla władz. I tu też popełniłem błędy. O tych błędach nie mogę jednak mówić, byłoby to bowiem kolejnym błędem.
Po wyjściu jednak nie narzekałem już na deficyt chłodnej głowy. Tę lukę wypełnili jednak inni o czym już pisałem. Nie jest to całe moje stanowisko w tej sprawie. Ten tekst będzie kontynuowany. Będę również rozmawiał o mojej sprawie podczas spotkania po pierwszej rozprawie 31 maja, na które zapraszam jak i na demonstrację przed sądem o godzinie 12:00. Nie jest to demonstracja tylko solidarnościowa, jest to również demonstracja przeciw władzy. Każdej władzy. Do zobaczenia, do usłyszenia.
Jeden z trzech – “Niepogodzony z niesprawiedliwością miejski ogrodnik”