Ustawa antyterrorystyczna wprowadzona w ubiegłym roku daje jawne przyzwolenie służbom na profilowanie etniczne, czyli rasizm. Migranci i migrantki są tu grupą, wobec której służby otrzymały największe uprawnienia.
Zgodnie z projektem ustawy „antyterrorystycznej”, jeśli istnieje obawa, że cudzoziemiec prowadzi działalność terrorystyczną, ABW będzie mogła podjąć wobec niego zakrojone na szeroką skalę działania operacyjne. W grę wchodzi m.in. podsłuchiwanie i nagrywanie rozmów czy przechwytywanie korespondencji. Te środki ABW będzie mogła podjąć bez kontroli sądu.
Innym uprawnieniem ABW, a także straży granicznej i policji ma być pozyskiwanie odcisków linii papilarnych oraz obrazu twarzy obcokrajowców, np. gdy są wątpliwości co do ich tożsamości lub podejrzenie nielegalnego pobytu. Rozszerzony został również katalog gromadzonych informacji o materiał DNA. Wszystkie te dane nigdy nie będą niszczone.
Innym nowum, są zmiany wprowadzone w katalogu zdarzeń o charakterze terrorystycznym – w którym jedyną wyraźnie wyodrębnioną grupą są muzułmanie. Do zdarzeń tych włączono np. wizytę duchownego muzułmańskiego w więzieniu.
Te nowe regulacje pozwalają na automatyczne uznanie każdego obcokrajowca za potencjalnego terrorystę, są narzędziem służącym do szerzenia rasizmu, dyskryminacji i budowania polityki strachu w celu pozyskania większego elektoratu oraz manipulowania i kontrolowania społeczeństwa.
Na skutki wprowadzenia ustawy nie trzeba było długo czekać.
W lipcu antyterroryści zatrzymali w Łodzi 49-letniego Irakijczyka Sinana Al-Haboubiego. Śledczy postawili mu zarzut posiadania śladowych ilości materiałów wybuchowych. Sinan trafił na 10 miesięcy do aresztu, z czego 8 miesięcy spędził na tak zwanym oddziale ,,N” (dla szczególnie niebezpiecznych). Następnie z powodu braku dowodów śledztwo zostało umorzone, a sąd orzekł o jego niewinności. Mimo tego Sinan decyzją sądu trafił do ośrodka dla uchodźców, a następnie został deportowany do Iraku, który z powodów politycznych opuścił w dzieciństwie.
Trzeciego października ubiegłego roku, w środku dnia, w centrum Krakowa aresztowano Ameera Alkhawlany, doktoranta Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Straż graniczna, która dokonała zatrzymania na wniosek szefa ABW, przewiozła go prosto do gmachu sądu, w którym odbył się błyskawiczny proces bez zarzutów, bez materiałów dowodowych, bez obrońcy. Za to z wydanym intuicyjnie postanowieniem o areszcie oraz decyzją o deportacji. Z sądu Ameer został przewieziony do Strzeżonego Ośrodka dla Cudzoziemców, w którym spędził pół roku, po czym 5 kwietnia bieżącego roku został deportowany do Iraku.
Ani on, ani jego obrońca, ani nawet sąd do dzisiaj nie poznali powodów, dla których Ameer został aresztowany, a następnie deportowany do kraju, w którym toczy się wojna i w którym zdrowie i życie Ameera jest bezpośrednio zagrożone.
Trzy miesiące przed zatrzymaniem z Ameerem skontaktowała się agencja bezpieczeństwa wewnętrznego. Złożyła mu propozycję nie do odrzucenia: albo będzie inwigilował środowiska irackie, kurdyjskie oraz muzułmańskie, albo nie otrzyma zgody na dalszy pobyt w Polsce. Ameer propozycji nie przyjął z kilku powodów, wśród których można wymienić brak kompetencji do szpiegowania w meczetach (Ameer jest ateistą). Choć pozwolenie na pobyt finalnie zostało przedłużone, ponad miesiąc później, na drugi dzień po aresztowaniu Ameera odwiedzili go agenci odpowiedzialni za nieudaną próbę werbunku, dając mu jasno do zrozumienia, że to, co go spotkało jest karą za odmowę współpracy oraz że taki sam los spotka jego braci. Dalsze punkty w tej historii, takie, jak na przykład ten, że Ameer musi płacić za swój pobyt w areszcie i wiele innych są tylko coraz bardziej absurdalne.
5 kwietnia po rozprawie, na której sąd w Przemyślu uznał, iż zatrzymanie Ameera było bezzasadne, Ameer po kryjomu został uprowadzony, pobity, zastraszony, a następnie deportowany przez funkcjonariuszy straży granicznej.
W międzyczasie doszło również do szeregu brutalnych deportacji oraz pobić osób nie polskiego pochodzenia.
Pod wpływem tych wydarzeń już teraz osoby innych narodowości opuszczają polskę w obawie o swoją wolność.
Dzieje się to w kraju, który niedawno obchodził ćwierćwiecze tej tak zwanej ,,wolności”, która w rzeczywistości z wolnością niewiele ma wspólnego. Przypadek Ameera nie jest przypadkiem odosobnionym. Zarówno cudzoziemcy, jak i osoby z polskim obywatelstwem konsekwentnie pozbawiani są kolejnych podstawowych praw człowieka.
Władze państwowe oraz będące na ich usługach służby czują się coraz pewniej i coraz bardziej bezczelnie pokazują swoją prawdziwą twarz. To co musimy w końcu zrobić, to uzmysłowić sobie, że prawo, rząd oraz służby nie chronią nas, a jedynie interesy elit.
Te instytucje już dawno przestały nas słuchać. Jeśli dziś nie powiemy dość, jeśli dziś nie staniemy w obronie mniejszości, których prawa najłatwiej jest łamać, jutro to samo może spotkać każdego i każdą z nas. Dla władz na użytek kreowania polityki strachu i kontroli wszyscy i wszystkie jesteśmy potencjalnymi terrorystami/terrorystkami.
Czas stawić solidarny opór i wziąć sprawy w swoje ręce, bo ta wspólnota, którą tworzymy i jej prawdziwa siła to nie politycy, to nie polityczki. To zwykli ludzie, to my wszyscy!